Kilka najważniejszych rzeczy.

     Dzisiaj post z innej serii niż zazwyczaj. Już był tutaj jeden podobny, z wyjazdu na Mazury. Tym razem nigdzie nie wyjechałam, wystarczyło wyjść z psem na spacer.
  W tym poście stylizacja będzie mniej ważna, niż tło i okoliczności powstałych zdjęć.
  Oczywiście kocham...rzeczy. Uwielbiam mieć rzeczy. Dużo rzeczy. Pięknych rzeczy. Ubrań, ozdób, elementów wystroju wnętrz, książek, gadżetów... Oznaczałoby to, że jestem materialistką. I na pewno po części tak, nie mogę się z tym nie zgodzić. Ale! Kiedy zakładam powypychany, rozciągnięty dres, ubieram się na cebulę, nie maluję się, nie czeszę, i wychodzę z Florką na spacer, i mam gigantyczną radość z patrzenia na to, jak ona biega i się bawi, cieszy tym spacerem, to niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. Podobne uczucia towarzyszą mi, kiedy widzę piękno stworzone przez Matkę Naturę. I w tym poście łączę wszystkie te rzeczy.
  Materializm i altruizm.
  Miłość do rzeczy, Florki i przyrody.
  Gra światła, spacer o poranku, ciepłe ubrania.




    Kocham spacery z psem. Być może dlatego, że tyle lat o nich marzyłam, i wreszcie marzenie się ziściło. Tego ranka, dokładnie przedwczoraj, obudziło mnie słońce. Miałam wolne, P też miał wolne, wystarczyło wskoczyć w wygodne ubranie, złapać aparat i zrobić sobie krótki spacer. Takie widoki, tak blisko domu!? Marzenie. Poranne słońce padało ukośnymi promieniami na przepięknie oszronione drzewa i pola, i trawy. Zachwycający widok, wart uwiecznienia.



Temperatura kilka stopni na minusie, więc i strój musiał być odpowiedni. Odpowiednio ciepły, i oczywiście wygodny. Nie mogło się obyć bez wełnianego golfu i ulubionej, podbitej kożuchem kurtki. Czapka i ciepłe skarpety, i mocno znoszone traperki. Legginsy, bo na spacerach spotykamy mnóstwo znajomych psów, które często bardzo energicznie się ze mną witają :D




 


    Florka jest najważniejszym, małym stworzonkiem w moim życiu. Jest taką iskierką czystej radości, która rozdaje ją wszystkim i zawsze. Mnóstwo złych dni byłoby beznadziejnych, gdyby nie ona, i mnóstwo dobrych dni byłoby średnich bez niej. Właściwie nie musi nic robić, wystarczy że śpi. I nawet to poprawia mi nastrój. Szczególnie w ostatnich dniach, kiedy wróciła do domu po tym jak uciekła, i szukaliśmy jej przez 7 chyba najgorszych godzin w moim życiu.






3 małe radości połączone w jedną, wielką. Właściwie 4, bo przecież zdjęcia robił P, więc byliśmy na tym spacerze razem, a to się zdarza rzadko. Czyli najlepiej.
Florka, przyroda, moda i P. Czego chcieć więcej?




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czapka bosmanka i..nic więcej.

Kwiecień plecień...czyli wracamy do kożucha.

Śnieg i...śnieg!